poniedziałek, 30 września 2013

Dzień 17: wreszcie mozemy zlapac troche oddechu

Cały dzień nic nie robienia przed nami... Nie bardzo obchodziło nas, o której wstaniemy. Jak w końcu nam się udało, a nie spało się zbyt dobrze z powodu imprezy tuż przed naszym ośrodkiem, zebraliśmy się na śniadanko. Po nim Asia poleciała na plaże, ja natomiast wciąż odczuwając skutki nienałożenia olejku do opalania, siadłem sobie wygodnie na altance, krzycząc tylko, że zaraz przyjdę się wykąpać do naszego wrzątku. Jak powiedziałem, tak też zrobiłem.
Siedliśmy sobie tak w wodzie, jedynie z głowami wynurzonymi i podziwialiśmy okolice. Naszą uwagę przykuła malutka plażyczka, na której nie było nikogo. Może dlatego, że z lądu nie dało się na nią dostać. Zauważyliśmy jednak kilku szaleńców wiosłujących po naszej zupie. Stwierdziliśmy - "a co? Będziemy gorsi?" - i zaraz poleciałem po 200 batów, gdyż tyle właśnie kosztowały kajaki.
Dostaliśmy w gratisie waterproof bag na czas wiosłowania, oraz wskazówkę gdzie płynąć, a gdzie nie. Dowiedzieliśmy się, że tuż za rogiem zatoczki znajduje się Monkey Beach, i tam najłatwiej będzie nam się dostać.
Około 15 minut w jedną stronę, ale dla tego co tam zobaczyliśmy, mógł bym płynąć 2 godziny... Asia nie bardzo bo znów chwyciła ją choroba morska. Bielusieńki, mięciutki piaseczek i dżungla tuż za naszymi plecami.  Na filmach nawet nie wygląda to tak cudnie. Tylko małp zabrakło.
Wróciliśmy w końcu do nas, a biorąc pod uwagę fale na morzu, nie było to momentami łatwe... Asia musiała odsapnąć nieco, gdyż choroba nieźle ją tym razem złapała. Poszliśmy znów coś przekąsić, a przy okazji, wykupiliśmy tak bardzo przez nią wyczekiwanego - nurkowanie!
Następny dzień będzie peeełen wrażeń, więc trzeba się szybko wybrać do spania. Zwłaszcza, że zbiórka zaplanowana jest na godzinę 7:15. Z tym to przegięli :/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz